Witam
Pisałam gdzieś o tym... ale w tym wątku powtórzę.
W książkach D'Adamo czytałam, że może się zdarzyć, że niewielkie ilości niewskazanych dla danej grupy ziół mogą działać dobroczynnie. Z tego co wiem, również homeopatia opiera się na leczeniu różnych stanów chorobowych bardzo małymi, jednakże również na tym poziomie bardzo zróżnicowanymi dawkami "trucizn". Tak się złożyło, pisałam już o tym, że ani moja córka, ani ja kilka lat temu, nie znałyśmy zaleceń żywnościowych D'Adamo i w związku z tym, nie wiedziałyśmy, że dziecka z grupą krwi "0" nie powinno się przyzwyczajać do białego pieczywa, mleka i kartofelków. Mój wnuczek, dopóki był na mleku matki (a pociągał ten napój niebywale długo) nie chorował, pomimo, że jadał produkty niewskazane. Gdy poszedł do przedszkola zaczął chorować bez przerwy. Jego młodszy brat, już jako trzy miesięczne dziecko był w szpitalu, bo przy przeziębieniu się dusił. Zaczął chorować i chorował często pomimo karmienia piersią. Pewnie córka jadła nie to co trzeba też, resztę załatwiały stresy. Dobrze, że miała dobrego pediatrę, który starał się jak mógł, przychodził, jak było trzeba, nawet w nocy, ale bardzo szybko jedna szafka zapełniła się różnymi niedokończonymi antybiotykami i innymi wspomagającymi lekami, którymi chłopcy byli nieefektywnie leczeni, bo po większości zazwyczaj wymiotowali. Często choroby kończyły się kroplówkami w szpitalu (oczywiście po próbach doustnych i wymiotach). Po jakimś czasie córka postanowiła skończyć z faszerowaniem dzieci antybiotykami. Dowiedziała się o lekarce homeopatce i do niej przy kolejnej infekcji pojechała. Wizyta była droga i długa (chyba ze trzy godziny), ale poprawa zdrowia była natychmiastowa i leki (odpowiednie "kulki") prawie nic nie kosztowały. Dowiedziała się, że ten sposób jest trudny, bo zła diagnoza i podanie niewłaściwej w danym przypadku "kulki", może wręcz wywołać chorobę zdiagnozowaną. Być może dlatego tak trudno zostać prawdziwym specem w tej dziedzinie i w praktyce zdarzają się pomyłki. Wydaje mi się, że właśnie to nagłaśnia wielu lekarzy medycyny konwencjonalnej, jakby sami nigdy błędów nie popełniali, co jak sami wiemy jest nieprawdą. Moje wnuki przez kilka lat "na kulkach" przeszły w domu parę chorób grypopodobnych i m.in. szkarlatynę... Było tak, dopóki nie zaczęły jadać, nierzadko buntując się, zgodnie ze wskazówkami D'Adamo, wprawdzie nie wszystko, ale coraz więcej. Teraz, jak zdarzy się czasem jakiś atak wirusa, jakieś drobne przeziębienie, gorączka po jakimś "cheesburgerze", albo po emocjonującej grze komputerowej (wiemy przecież, że stres też powoduje podwyższenie temperatury ciała), do zdrowia dochodzą bardzo szybko i przeważnie bez leków (najwyżej syrop). Wnuczka też. I niech tak zostanie.
Niedawno media pisały o oskarżeniu jakiegoś lekarza homeopaty... o leczenie tym sposobem (w swoim gabinecie po godzinach)... Z tego co pamiętam... sąd uznał, że wolno mu to robić...zwłaszcza... że pacjenci stanęli za nim murem...
Być dobrym homeopatą ... to moim zdaniem sztuka, którą może posiąść jedynie wybitny lekarz. Szczepień do leków homeopatycznych... bym jednak nie porównała (jak dany10)... Napiszę natomiast, że na pewno warto przeczytać wątek o szczepieniach...
Pozdrawiam z Wołomina