Witam
Mogę się zgodzić co do pierwszej kwestii ostrzeżenia przed zgubnym działaniem różnego rodzaju elektronicznych pożeraczy czasu. Rzeczywiście potrafią one nie raz zniszczyć więzi rodzinne, a co za tym idzie również zubożyć nasz język. Wielu młodych ludzi posługuje się dziś słownictwem slangowym, zrozumiałym tylko i wyłącznie dla nich. A gdzie się tego nauczyli? Na fejsie, na twitterze, czy na innych stronach internetowych, bądź poprzez język smsowy, bardzo podobny do mowy skrótowej. Ciekawe co by powiedział pan prof Bralczyk lub Miodek na tego typu uzależnienia od mowy internetowo-komórkowej typu chociażby zajumać, ziomal, siema, czy jeszcze inne? Pewno by się zapytali, a gdzie piękno ojczystego języka? Pójście na skróty nie bardzo popłaca, nie wystarczy bowiem przeczytać streszczenie internetowe książki (lektury), żeby znać jej fabułę. Co do uzależnienia od gadżetów elektronicznych to myślę że to prawda, ale tylko w sensie ich nieumiejętnego używania. To jest tak samo jak z powiedzeniem - Wszystko jest dla ludzi, pod warunkiem że się korzysta z tego z głową. Nie przeszkadza mi na przykład używanie gadżetów w celach naukowych, bo to pogłębia wiedzę i rozwija umysł. Co innego w przypadku gier komputerowych, kiedy pewne posunięcia robi się w sposób machinalny, bezmyślnie, automatycznie. To nie rozwija w ogóle sprawności umysłowej, a w niejednym przypadku uczy wręcz agresji i przemocy. Tak jest przecież z typowymi grami opierającymi się na walce. Już od dawna wiadomo że takie gry komputerowe mogą przynieść więcej szkód niż korzyści. Zwłaszcza jeśli młoda osoba przenosi zachowania bohaterów takich gier do rzeczywistości. Skutki takiego przeniesienia bardzo często są opłakane. Rozwijanie zainteresowań to bardzo pozytywna i moralizatorska funkcja gadżetów. I tu wydaje się że ich pomocnicze używanie jest jak najbardziej uzasadnione. Problem w tym że dzisiejsza młodzież tego nie rozumie, albo nie chce zrozumieć. I wreszcie sprawa dotycząca pomoru pszczół i końca świata za 4 lata. No cóż troszkę to pachnie nonsensem. Faktycznie dzisiaj spotyka się mało owadów z gatunków tak popularnych jak Mucha domowa (Musca domestica), czy Pszczoła miodna (Apis mellifica). Ale czy to jest problem złego wpływu elektroniki na środowisko? Myślę że nie, albowiem bardziej posądzałbym tu działania globalne typu efekt cieplarniany na przykład, czy globalne zanieczyszczenie środowiska odpadami chemicznymi. Zniszczona jest warstwa ozonowa. W powietrzu kumuluje się ołów, kadm, czy inne metale ciężkie. Również stosowane pestycydy, czy herbicydy jako środki ochrony roślin zanieczyszczają środowisko. Stosowanie związków konserwujących typu na przykład saletra amonowa jest dla nas bardziej niebezpieczne od nowinek techniki ze względu na rakotwórcze nitrozaminy. To wszystko przypomina zmasowany atak na środowisko naturalne. Mój ojciec zawsze powtarza - Pan Bóg dał nam czyste powietrze i ziemię, a my sami jesteśmy winni że ta czystość jest w tej chwili naruszona. Cóż jest w tym niestety dużo prawdy. Człowiek miał sobie podporządkować ziemię, ale nie w sposób ją niszczący. Reasumując, to nie tyle gadżety są winne naszej zguby. Już od dawna sobie na nią zapracowaliśmy. A teoria końca świata jest nieuzasadniona, no chyba że końca ludzkości. Pozdrawiam serdecznie dany
|