Cześć Tesa i Gogi
Oczywiscie już wiele informacji z tego forum przeczytałam, głównie postów Tesy, nie wiem czy wiesz Teso, ale w języku polskim oprócz tego forum, nie ma za dużo informacji w temacie diety zgodnej z grupą krwi, nie wpsominając już o wydzielaczach i niewydzielaczach,bo to chyba jedyne miejsce gdzie ten temat jest bardziej zgłębiony.
Tesa pisze o produktach dla grupy 0, które ze względu na status wydzielania są zabronione lub dozwolone w wątku ,,wydzielacze i niewydzielacze...", zresztą jak wpiszesz to hasło do wyszukiwarki, to jest tego znacznie więcej.
Ja nie mam niestety ani jednej ksiązki o tej teamtyce, ale uczę się póki co z encyklopedii zdrowi D'Adamo, kórą sobie przetłumaczyłam poprzez wyszukiwarkę google, dostępne jest to tu:
http://translate.googleusercontent.com/translate_c?hl=pl&sl=en&u=http://www.dadamo.com/typebase4/typeindexer.htm&prev=/search%3Fq%3Dgenotype%2Bdiet%2Bforum%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3D Produktów jest tam sporo, choc mimo wszystko nie mogę rozszyfrować niektórych pozycji, np. ryb, no i jest cała masa rzeczy nie ujętych tam...Czytałam tu na forum, że wówczas nalezy uważać je za obojętne, ale wydaje mi się, że Dr D'Adamo nie przebadał wszystkich produktów co do joty, choćby i dlatego, że niektóre rzeczy to produkty lokalne i zwyczajnie nie miał do nich dostępu
Ja jako potencjalny niewydzielacz, (nie robilam testu, ale wiele na to wskazuje) zajadam się np. taką nototenią lub karguleną, z nototenii robię pyszną zupę rybną, kóra jest dla mnie jak lekarstwo, czuję się po takim rosołku wspaniale, więc mniemam że jest to dla mnie produkt nie tylko obojetny, ale jak najbardziej korzystny
Tak samo mam po flaczkach (wołowych), do kórych wróciłam niedawno po ,,nawróceniu" na tą dietę. I od razu wróciły wspomnienia z dzieciństwa, kiedy to byłam wyjątkowym niejadkiem (przerazona rodzina dawała mi nawet tabletki na apetyt), ale flaczki młóciłam, aż mi się uszy trzęsły
jednak dzieci to mają intuicję jakąś. Pamiętam jak mama kroiła te żołądki krowie nożem z zieloną rączką którego już dawno nie ma, a ja już wiedziałam co się święci i jak zahipnotyzowana przyglądałam się połykając ślinę.
Przypomniało mi się też z opwiadań mamy, ze gdy byłam całkiem mała i bylismy gdzies w podróży, jechalismy samochodem i dali mi truskawki do jedzenia, zjadlam ale wymiotowalam po nich jak kot... nie iem, może to przypadek, ale może i cos w tym jest
Z pierwszych spostrzezeń co do diety, to muszę przyznać, że jetem lekko głodna często, a to dlatego, ze jabłka były takim moim zapychaczem, po który sięgałam zwykle praktyczniepo kazdym posiłku i czesto na jednym się nie kończyło
dzięki czemu mam strasznie rozepchany żołądek
Niby czuję, ze się najadłam, ale zaraz czuję, że mi tego jabłka na dopchanie brakuje, ale to myślę, że z czasem przejdzie.
Oczywiście nie jestem na tyle fanatykiem i od czasu do czasu jabłko zjadam, bo organizm się juz na tyle od nich uzależnił, że bez nich nie wypróżniłabym się (to już sprawdzone)
no i co ciekawego zauważyłam, to po jabłkach mam tego rodzaju dyskomfort, jak gazy w jelitach,jakąs femrntację pewnie, do czego już tak przywykłam, że nie zauwazalam prawie, a teraz bez tego czuję się lżej dużo
Pozdrawiam wszystkich i przepraszam za zbyt długaśny post