Witajcie
Od zawsze byłam sceptycznie nastawiona do wszystkiego, co niby sprawdzone, udowodnione, przetestowane... Diety nigdy nie stosowałam, aczkolwiek trzymałam się zasady, by żyć zdrowo.
W listopadzie 2009 podczas służbowej podróży do Cannes / Francja poznałam pewną kobietę... Krótka, choć uboga, charakterystyka tej pani mogłaby wyglądać tak: Polka mieszkająca we Francji, lubiąca podróże po świecie, ceniąca nade wszystko zdrową kuchnię (ha! nie pogardzi polską wódką!), atrakcyjna blondynka o bystrym spojrzeniu, wysportowana i energiczna, dbająca o siebie – modne uczesanie, manicure, makijaż permanentny, dojrzała kobieta o niesamowicie pogodnym usposobieniu, z dużym poczuciem humoru, a w dowodzie… rocznik 1927!!).
Niesamowite. Ta babeczka wyglądała lepiej od niejednej 50 latki w Polscce!!! Od tamtej pory włączyła mi się 'kontrolka'.
Start Razem z moim narzeczonym postanowiliśmy pilnować tego, czym karmimy nasz oranizm. Zdecydowaliśmy wyeliminować z menu wszystko, co jest źle trawione. Intuicyjnie od zawsze wyczuwaliśmy, co nam nie smakuje, więc postanowienie nie było trudne. Zaczęłam od drobnych, acz istotnych zmian. Przestałam jeść kurczaki, kukurydzę, orzeszki ziemne. Ze sprawdzonego źródła pozyskałam mięso z królika. Przerzuciłam się na pieczywo orkiszowe - coraz łatwiej dostępne w sklepach.
Rezultat Trudno mi stwierdzić, czy brak infekcji w okresie listopad '09 - marzec '10, to wynik tego, co spożywałam. Nie wiem, czy brak przeziębienia (cyklicznie co roku objawiającego się ostrym zapaleniem gardła, temp. do 40st, wykończeniem organizmu!) mogę zawdzięczać systematycznej gimnastyce. Ale tak rzeczywiście jest, grypa mnie ominęła.
_________________ _______________________________________ Mo. (B Rh-) koczownik / J. (A Rh+) nauczyciel
|